Podziwiam angielską architekturę, czyli domy pokryte "strzechą". Nie powiem, robią wrażenie. Sielsko. Jednak nie wiem dlaczego, myślami wracam do Irlandii, gdzie spędziłam cztery lata. Ładniejsza. Przyjazna i radośniej było tam mieszkać... Inny klimat. Ale, ale... każde miejsce ma swój urok nieprawdaż?
Na drodze spotykam jedyny angielski pub w zielonej tonacji, który uwieczniam na zdjęciu. Kolejną fotografię robię na skrzyżowaniu dróg, gdzie widnieje drogowskaz. Myślę, że ten okaz również warto zapisać w kadrze...
Kieruję swoje kroki w głąb parku, gdzie przyroda zaczyna zadziwiać swoją okazałością i tajemniczością... Rozglądam się wokoło w poszukiwaniu dziko pasących się koni. Są... Ukryte gdzieś za drzewami na zboczu ścieżki.
Podchodzę powoli, by nie spłoszyć zwierząt. Jednak one wcale nie okazują zdenerwowania. Podchodzą same, ciekawe świata i ludzi.
Częstuję je kostkami cukru. Konie przyjmują ten poczęstunek z wyraźnym zadowoleniem... jakby w podziękowaniu pozwalają się głaskać. Są piękne, pomimo tego, iż nikt o nie tak naprawdę nie dba. Zaczynam się zastanawiać, jak wyglądało ich życie w bardzo odległych latach? I niestety... jednego nie przewidziałam; kiedy odchodzę, konie podążają za mną dopominając się kolejnych kostek cukru. Stają się wręcz natarczywe. Uciekam, jak to mówią, biorąc nogi za pas.Śmiechu miałam co niemiara pomimo lęku, który zaczął dawać mi się we znaki... :)))))))
Wędruję w głąb Parku. Powiedziałabym raczej lasu, bo gęstość i wielkość drzew przypomina bardziej las niż park. Drzewa są ogromne i stare... podmokły teren każe się wycofać z dalszej wycieczki.
Ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne zdjęcia niestety nie wyszły najlepiej...
Odjeżdżam, żegnając się z mieszkańcami lasu...
Zdjęcia są świetne.))
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło. Dziękuję ślicznie za wpis i serdecznie pozdrawiam :))))
Usuń