20:52

Przemyślenia i plany na dzień wolny od pracy...

Wczesnym rankiem obudziły mnie odgłosy dość silnego wiatru z deszczem. Naciągnęłam kołdrę po czubek głowy, jakby to miało wpłynąć na wyciszenie narastającego raz po raz podmuchu. Próbowałam przez kilka minut zasnąć. Mogłam sobie na to pozwolić, gdyż dzisiaj przypadał mój kolejny  wolny dzień. Sen jednak nie nadchodził. Wyskoczyłam z łóżka i podreptałam do kuchni, by jak co rano o tej porze zaparzyć kawę... Po kilku minutach delektowałam się smakiem mojej ulubionej "małej czarnej".
 Zaczynałam snuć plany na nadchodzący dzień. Właściwie, to nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy. Pomyślałam o książce.  Spojrzałam w stronę regału... hmm, zastanowiłam się chwilkę. Może coś lekkiego? Wybrałam.
Nora Roberts "Czarodziejskie Więzy". Myślę, że będzie interesująca.
Tuż przed południem zadzwonił telefon. Otrzymałam zaproszenie na kawę.
Rześki podmuch wiatru musnął mój blady policzek. Pokazało się słońce. Eh... pomyślałam sobie, jakże chciałabym aby było już lato. Brakuje mi ciepła i ładnej pogody. Z zamyśleń wyrwało mnie szczekanie Tofika, który stał przed drzwiami swojego domu...
Jak dobrze mieć prawdziwych przyjaciół.
Czasem uśmiecham się z naszych wspólnych odwiedzin. Takich spontanicznych... pidżamowych. Tutaj nikt niczemu i nikomu się nie dziwi. Sąsiadkę, gdybym mogła tak powiedzieć - wygrałam jak milion w totolotka. Prawdziwa Przyjaciółka. Taka od serca.
Warto było czekać tak długo, na prawdziwą Przyjaźń.
Nawet Tofik wita mnie, jak członka rodziny  :)

Dzień minął, jak zwykle niepostrzeżenie. Poranny wiatr, przyniósł śnieg, który sprawił dzieciom niesamowitą frajdę. W kilku ogródkach pojawiły się bałwany ulepione w pośpiechu. Wiedziałam, że kiedy przyjdzie kolejny dzień, po snowman-nie nie pozostanie śladu.
Śniegowe szaleństwo udzieliło się nawet Nelly, która biegała w szaleńczych podskokach próbując chwytać spadające białe płatki. Wyglądało to iście zabawnie. 
Wtulam się w moją poduszkę marząc, jak fajnie byłoby mieć kota. Który mruczałby mi kołysanki do ucha...






I na koniec... moja propozycja filmowa to, "Cristiada".

5 komentarzy:

  1. Sympatyczna zmiana na blogu się pojawiła....jest teraz tak delikatnie....klimatycznie....co nie znaczy, że przedtem tak nie było....

    Zima nastraja smętnie, ale wiosna już niedługo....
    Nora Roberts mnie jakoś nie pociąga, ale "Cristiadę" oglądałam i nawet o niej pisałam na swoim blogu. To film , który ogląda się doskonale a przy tym porusza do głębi determinacją meksykańskich katolików w walce o swoją wiarę i możliwość jej wyznawania.

    Pozdrawiam całkiem zimowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga, dziękuję za pamięć oraz odwiedziny na moim blogu.
      "Cristiada", to dla mnie wyciskacz łez. Jestem oczarowana tym filmem. Poleciła mi go sąsiadka. Co do książki, to lubię Norę Roberts. Szczególnie wtedy, kiedy mam ochotę przeczytać coś lekkiego. To taka odskocznia od codzienności. W Dublinie zrobiło się zimno. A już miałam cichą nadzieję na jakieś małe przedwiośnie. No nic. Wszystko musi się dziać według reguł przyrody. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Ale pięknie opisałaś ten czas.Wiem,co to znaczy prawdziwa przyjaciółka,też mam taką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana... cieszę się razem z Tobą, że masz blisko siebie kogoś, komu możesz zaufać. Przyjaźń to bezcenny dar, na który czekamy nie raz długie lata. W moim życiu, jest najważniejsza. Cieplutko pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Cieszę się ogromnie, że w Twoim życiu pojawiła się prawdziwa przyjaźń. Taka wspólna kawa smakuje inaczej... :)
    A takie mruczando w wykonaniu kota to uzależniająca sprawa :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Dom na końcu świata ... , Blogger