W tym roku lata w Irlandii jest, jak na lekarstwo. Każdy stara się
wykorzystać słoneczny wolny dzień na świeżym powietrzu. Również i ja
wybrałam się na wschodnie wybrzeże Irlandii, do
Bray. Gdzie znajdują się wspaniałe i malownicze obrazy. Tego dnia
pokonałam w obydwie strony około dwunastu kilometrów. Pomimo zmęczenia,
kurzu, upału oraz obolałych nóg wróciłam z tej wycieczki szczęśliwa.
Moja wędrówka rozpoczęła się w Bray, gdzie rozciąga się wspaniały widok
morza, łódek, statków i plaży. Nieopodal znajduje się "góra", a na niej,
na samym szczycie, krzyż. Wokoło piękna zieleń i widok błękitnego
oceanu. Wędrując ścieżką wiodącą do Greystones rozmyślałam nad życiem, które zapisuje obszerne strony historii mojego małego świata...
Przyjemnie jest maszerować w ciszy, by usłyszeć niczym
niezmącone szepty duszy... Delektować się przyrodą, poczuć poranną bryzę
na swojej twarzy.
W tej ciszy słyszałyśmy bicie naszych serc... mojego i Nelly.
Patrzyłam na swoje buty pokryte kurzem, przywołując w myślach mój niedokończony wiersz...
"Z pokrytych kurzem butów, czytam poezję mego życia"... ciąg dalszy, dopisze historia.
18:50
Wycieczka do Bray...
Bray
,
Dom na koncu swiata
,
Dom na końcu świata
,
Dublin
,
Irlandia
,
Margaret
,
marzenia
,
morze
,
nadzieja
,
Nelly
,
ocean
,
przemyślenia
,
słońce
,
Wycieczka
,
życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz