22:13

Wyspa szemrzącego wiatru...

Mój dom na końcu świata... to wiecznie Zielona Wyspa, gdzie tak często deszcz śpiewa swoją rzewną piosenkę. Z każdym początkiem stycznia, uświadamiam sobie, jak szybko mija czas.
Na moich ramionach kolejny "krzyżyk", który rzeźbi  rysy na mojej twarzy.
Każdy kolejny rok przynosi coś nowego.  Przez okres trzech lat, spotkałam na swojej drodze wiele nowych osób. Niektóre z tych znajomości przetrwały umacniając nasze relacje. Kilka z nich przerodziło się w przyjaźń. Kiedy zastanawiam się nad tym głębiej, stwierdzam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Że każda z tych napotkanych osób, wniosła coś nowego do mojego życia. Jedni zatrzymali się w nim na dłużej. Inni byli gośćmi przez krótką, czy też dłuższą chwilkę. Z każdej z nich wyniosłam jakieś doświadczenie. Przerobiłam jakąś lekcję. Coś mnie wzmocniło. Ktoś otarł moją łzę, ktoś inny uśmiechnął się do mnie. Dzisiaj wiem, że nikt z nas nie jest tak naprawdę sam. Bo jest "ktoś", kto czuwa nad każdym z nas. 



Na Zielonej Wyspie dla każdego z nas, wiatr szemrze inaczej. Jednych swą siłą popycha do przodu, innych zatrzymuje lub cofa. Któż odgadnie swoje przeznaczenie? Jest wiele dróg. Dla każdego inna, chociaż tak często się krzyżują... niewielu wybiera ten sam kierunek.


                                

1 komentarz:

  1. Bardzo refleksyjny post.....
    Zgadzam się z tym "Ze nic nie zdarza się bez przyczyny....Bóg o to dba....

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Dom na końcu świata ... , Blogger