21:29

Car Boot Sale ... po raz kolejny .

Od kilku dni śledziłam pogodę na minioną niedzielę . Znów wybrałam się na pchli targ . Przyznam się szczerze , że nie ukrywałam emocji . Poranek przywitał mnie słonecznym niebem , które zapowiadało piękny dzień .
W drodze do Ashley Heath , gdzie znajduje się jeden z licznych car bootów robiło się tłoczno . W odległości około 500 - 400 metrów od dzielącego  wjazdu , powstał niewielkich rozmiarów korek , co było znakiem , że zbliżam się do upragnionego celu .

Zdjęcia nie oddają całego wizerunku oraz atmosfery , jaka panuje w tym miejscu .
Opłata wjazdu od każdego samochodu wynosi pół funta .
Po kilku minutach czekania w korku , udaje mi się w końcu dojechać do celu .

Wjeżdżam na kilku hektarowe pole , które powoli wypełnia się samochodami .
Ruchem kieruje kilka osób , wskazując kierowcom , gdzie mają zaparkować swoje auta .
Opuszczam samochód , by wtopić się w tłum kupujących , których przybywa z każdą minutą .
Jak już wspominałam w jednym z wcześniejszych postów , można kupić tutaj rzeczy począwszy na meblach , skończywszy na gwoździach , śrubkach i śrubokrętach .
Można czasem znaleźć stare fotografie , książki oraz sprzęt grający . Na ostatnim car bucie moim oczom ukazał się wspaniały okaz . Nuty oprawione w formie książki z dedykacją z roku 1867 . Sprzedający wycenił je na 80 funtów . Jednak tutaj , jak w każdym podobnym miejscu , należy mieć się na ostrożności w nabywaniu takich okazów lub znać się chociaż odrobinę na antykach .
Bo czasem może okazać się , że kupując coś antycznego po okazyjnej cenie , kupimy niewiele wartą imitację .


Niektórzy traktują takie wypady jak rozrywkę połączoną z odpoczynkiem na świeżym powietrzu , przyprowadzając ze sobą swoich milusińskich .

Lecz po spędzeniu kilku godzin i przemierzeniu hektarów pola z całą stanowczością stwierdzam , że można odczuć zmęczenie ... w nogach :)
Moją uwagę przyciągnął , niewielkich rozmiarów psiak o ciemnej sierści . Nie wiele odbiegał wielkością od stóp właścicielki .
Nieopodal ujrzałam mężczyznę , który prowadził na smyczy psa ( bez kagańca ), których rasa jest bardzo groźna .
Nie wyglądał sympatycznie , co też skomentowałam na tyle głośno , że otrzymałam natychmiast odpowiedź po polsku od właściciela czworonoga ...
- " brzydki , ale jaki kochany " . Nie śmiem wątpić . Bo każdy z nas kocha swoje zwierzątko . A tak na marginesie ... Polacy , gdzie nas nie ma ? Właśnie na Car Butach możemy spotkać naszych rodaków nie wytężając słuchu i wzroku ,
czyli co krok , to Polak ...

1 komentarz:

  1. Uwielbiam grzebać w starociach! To poszukiwanie skarbu!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Dom na końcu świata ... , Blogger