19:29

Perfekcyjny makijaż w autobusie...

Perfekcyjny makijaż w autobusie...

19:29

Perfekcyjny makijaż w autobusie...

Od kilku minut usiłuję napisać notkę na bloga. Siedzę wygodnie z laptopem na kolanach, myśląc sobie... - co za błogi, niczym nie zmącony spokój. Uśmiechając się do swoich myśli. Niestety, po chwili, podnosi się śpiąca obok mnie Nelley. I jakby czytając w moich myślach, zaczyna domagać się zabawy. Uśmiecham się do niej. Bo jak tutaj być obojętną na wygląd kochanej, psiej mordy, która trzyma w pysku zabawkę. Wciska swój kudłaty psi tyłek, pod moją rękę prosząc o pogłaskanie.


Poświęcam jej kilka minut, by po chwili zająć się pisaniem. Pies daje za wygraną. Odchodzi spokojnie zajmując pozycję leżącą opodal mnie. Lubię tą ciszę. Ciszę, która pozwala zebrać myśli po ciężkim dniu.
Już połowa listopada, który przyniósł ze sobą więcej deszczu niż słońca. W Irlandii zapowiadają prawdziwą zimę. Na ile te prognozy się sprawdzą czas pokaże. Z tego powodu mogą być utrudnienia w komunikacji. Kierowcy nie radzą sobie tutaj w takich warunkach pogodowych.
W Dublinie zaczyna szaleć "wirus" grypy, a może raczej jakiegoś przeziębienia. Obudziłam się rano z bólem gardła i złym samopoczuciem. Duża dawka witaminy C i lek przeciwbólowy pomogły przetrwać dzień. Zwłaszcza, że po pracy wybrałam się na zakupy. Za kilka dni zbliżają się urodziny mojej siostry. Mam cichą nadzieję, że upominek przypadnie jej do gustu...



Muszę napisać kilka słów o tutejszym zwyczaju malowania makijażu w autobusie. Prawie każdego poranka, kiedy jadę do pracy jestem zmuszona oglądać panie i panny usiłujące poprawić swój wygląd w autobusie. Czasem bywa to zabawne, kiedy owe panie próbują namalować sobie kreskę eyelinerem lub zaakcentować brwi i rzęsy. Trzeba nie lada wprawy, aby podczas jazdy autobusem zrobić taki ruch, aby  prosta kreska nie zamieniła się w szlaczek lub przypadkiem cienki pędzelek do eyelinera  nie znalazł się w oku. I tak oto przyglądam się salonowi makijażu przez 45 minut. Spoglądam na mężczyzn, którzy z zaciekawieniem przyglądają się temu dziwnemu, porannemu rytuałowi kobiet. I myślę... - czy to wypada, by w takim miejscu przeistaczać się z kopciuszka w wystawową matronę?
Ale cóż, nie moja sprawa. Pozostaje mi tylko spojrzenie w okno, by oglądać rozmazany pejzaż przez zaparowaną szybę...



Copyright © Dom na końcu świata ... , Blogger